Alexis
Noc na wyspie była torturą. Nawet sześć płonących ognisk nie
było w stanie rozjaśnić przytłaczającej ciemności. Wydawało
się nierealne, że gdziekolwiek mógł panować aż tak głęboki
mrok, a jednak do wyspy nie docierało światło księżyca, ani nie
błyszczały nad nią żadne gwiazdy. Nawet kilka godzin po zmierzchu
Alexis widziała jedynie na odległość kilkunastu centymetrów od
siebie. Była wyczerpana, ale najzwyczajniej w świecie bała się
zasnąć. Za każdym razem, gdy zamykała oczy, widziała martwe,
zmasakrowane ciała innych pasażerów i robiło jej się niedobrze.
Najgorsza była jednak świadomość, że chociaż przeszła przez
piekło, gdzieś w głębi wiedziała, iż był to dopiero początek.
Wierciła się niespokojnie na piasku, próbując choć na chwilę
wyrzucić z głowy wszelkie zmartwienia. Drobinki kuły ją w plecy,
a morska bryza sprawiała, że na jej ciało wstąpiła gęsia
skórka. Panowała całkowita cisza, przerywana jedynie szumem oceanu
i spokojnymi oddechami jej pogrążonych w śnie towarzyszy.
– Alexis? Śpisz? – dobiegł jej szept z prawej strony. Podniosła się
na łokciu, a spojrzenia jej i Meredith się skrzyżowały.
– Nie. Nie mogę zasnąć – odparła cicho.
– Ja również – westchnęła kobieta, zamykając oczy. – Ta wyspa
mnie przeraża. Odkąd tylko się tu rozbiliśmy, trzęsę się jak
galareta i nie mogę przestać. To straszne, bo kiedyś jadałam
galaretki codziennie, a teraz sama wyglądam jak jedna... Mam
nadzieję, że nikt tu nie lubi galaretek – Kiedy Australijka nic
nie odpowiedziała, otworzyła jedno oko. – To miało być zabawne.
– Wybacz, ale od kilkunastu godzin nic mnie nie bawi – powiedziała,
podnosząc się do pozycji siedzącej. – Cały czas się
zastanawiam...
Urwała, nie będąc w stanie wypowiedzieć na głos swoich
wątpliwości. Nie mogła nikogo nimi obarczać, a już zwłaszcza
osoby, która była na granicy śmierci. Odkąd tylko znalazła
Meredith i zobaczyła jej liczne obrażenia, żyła w nieustannym
strachu, że ekipa poszukiwawcza nie zdoła ich odnaleźć na czas.
Była pewna, że z otwartym złamaniem nogi i ręki kobieta nie miała
go zbyt wiele. Niemniej, mijała już druga doba, a Mare trzymała
się lepiej, niż niektórzy ze zdrowych rozbitków. Teraz pytaniem
nie było, czy ekipa zdoła ich odnaleźć na czas, ale czy zdoła
ich odnaleźć w ogóle. A jeśli nie... co wtedy z nimi będzie? Jak
sobie poradzą na własną rękę? Z samego rana mieli wyruszyć na
poszukiwanie cywilizacji, ale czy gdyby jakakolwiek tutaj istniała,
ktoś nie zwróciłby uwagi na spadający z nieba samolot? Co jak co,
ale takie widoki nie zdarzały się codziennie.
– Widziałaś to? – wymamrotała nagle Meredith, z sykiem bólu
podnosząc się na łokciach. Wzrok miała utkwiony w znajdującym
się na krawędzi lasu ognisku. Alexis podążyła za jej
spojrzeniem, ale była w stanie dostrzec jedynie pomarańczową kulę
światła.
– Hm, tak, ogniska to dość powszechna rze... O, cholera! – krzyknęła, z przerażeniem odpychając się
na piasku, byle jak najdalej od ogromnego stworzenia, które
zobaczyła. Meredith instynktownie postąpiła tak samo, zapominając
o złamanej ręce. Jej wrzask przeciął powietrze, budząc
wszystkich rozbitków. Byli na wyspie za krótko, by wyrobić sobie
odruch błyskawicznego podnoszenia się na każdy krzyk. Zaspani
przecierali sobie oczy, patrząc na źródło hałasu ze
zdziwieniem. William i Christian natomiast dalej smacznie spali.
– Co to... co to było? – zapytała drżącym głosem Meredith,
wskazując na oddalone od nich ognisko z przerażeniem. – Wyglądało
jak... jak dzik, ale było tak ogromne i miało kły większe od
siebie...
– Wiem – Alexis przełknęła ślinę, podnosząc się do pozycji
stojącej. – Wiem.
– O czym wy mówicie? – przerwał im Conrad niezadowolonym tonem. – Obie miałyście ten sam koszmar?
Chwilę potem krzyczał najgłośniej z nich wszystkich, bo zobaczył
to samo, co one. Z tą różnicą, że o jedno ognisko bliżej.
Wybuchnęła panika, której Alexis się wcale nie dziwiła. Widząc
zarys dwumetrowego stworzenia, które niezaprzeczalnie kierowało się
w ich stronę, jej nogi również rwały się do biegu. W miejscu
zatrzymywała ją jedynie wizja zostawienia Meredith oraz paniczny
strach przed wbiegnięciem w ciemność. Panował tak głęboki mrok,
że nie umiałaby nawet rozróżnić, w którą stronę biegnie i
możliwe, że przypadkiem nadziałaby się na kły potwora. Alexis
nie wiedziała, czym było przerażające stworzenie, ale wiedziała
jedno – nie pochodziło z jej świata. Potykając się o własne
nogi, podeszła do Meredith i spróbowała pomóc jej wstać, co
poskutkowało jedynie kolejnym agonalnym wrzaskiem.
– Idź – wydusiła ranna, opadając z powrotem na piasek. – Nie
oglądaj się na mnie.
– Nie mogę cię zostawić!
Jej usta twierdziły jedną rzecz, nogi domagały się innej.
Instynkt samozachowawczy zaczynał brać górę i jedyne, czego
pragnęła, to uciec jak najdalej, tym bardziej, że zostały tylko
we dwie, idealnie oświetlone przez blask ogniska. Inni rozbitkowie
zdążyli rozpierzchnąć się na wszystkie strony, a ona pozostała
na celowniku... Czy to, że desperacko pragnęła uciec, nie
oglądając się za siebie, czyniło z niej okropną osobę?
Na szczęście to nie jej przyszło podjąć decyzję. Kiedy traciła
cenne sekundy, wybierając między człowieczeństwem, a przeżyciem,
silne ramiona objęły ją od tyłu. Wrzasnęła i instynktownie
uderzyła napastnika łokciem w brzuch, przy okazji wierzgając
nogami i przypadkowo niemal dosięgając nimi twarzy Meredith.
Nieznajomy zasłonił jej usta, chcąc ją uciszyć, ale ona nie
zastanawiała się długo – ugryzła go, wkładając w to całą
swoją wściekłość. Nawet nie przeszło jej przez myśl, że
przecież widziany przez nią wcześniej potwór był ogromnym
dzikiem, co znaczyło, że nie miał rąk. Przez ostatnie minuty żyła
w takim strachu, że była irracjonalnie przekonana, iż to właśnie
on był napastnikiem. Pogląd ten zaczął się kruszyć, gdy męski
głos zaklął głośno, odsuwając dłoń.
– Boże, jesteś chyba gorsza od tego potwora.
Znieruchomiała, po czym obróciła głowę, spoglądając prosto w
oczy chuchającego na swoją rękę Christiana. Niemal zemdlała z ulgi, zdając sobie sprawę, że
śmierć jeszcze po nią nie przyszła.
– Musimy uciekać – kontynuował, odwracając ją przodem do siebie
i łapiąc za ramiona. W jego oczach błyszczała determinacja. – To... stworzenie będzie tu lada moment.
– Ale... ale Meredith! – wyjąkała. Nie wiedziała, co się z nią
działo. Dotychczas była najzaradniejsza ze wszystkich, a teraz, w
sytuacji kryzysowej, nie miała pojęcia, co robić. Jeśli tu
zostanie, zapewne umrze. Jeśli ucieknie, będzie się siebie
brzydzić. Choć wiedziała, że to tchórzliwe i egoistyczne,
pozwoliła Christianowi podjąć decyzję.
Obserwowała, jak zmieniała się jego twarz, gdy taksował Meredith
wzrokiem. Jej obrażenia były zbyt poważne, a oni nie mieli czasu,
by ją przenieść. Gdyby nie stanowcze słowa poszkodowanej, zapewne
nie mieliby odwagi jej zostawić.
– Idźcie – powiedziała, a po jej policzku spłynęła łza, której
nie miała nawet siły otrzeć. – Idźcie.
Christian przełknął ślinę, po czym sztywno skinął głową.
Złapał Alexis za ramię i pociągnął w mrok, nie pozwalając jej
się za siebie oglądać. Ciemność na zewnątrz odzwierciedlała
ciemność jej duszy. Łkała cicho, pozwalając chłopakowi się
prowadzić, choć obydwoje nic nie widzieli. Na końcu jej umysłu
dzwoniła myśl, że to nie była ona, że ona się tak nie
zachowywała. Brała życie we własne ręce i nigdy nie pozwalała
podejmować decyzji innym osobom. Nie była tchórzem, który
zostawiał za sobą bezbronną kobietę.
– Co my zrobiliśmy? – wyszeptała z trwogą i czuła, że dłonie
Christiana drżały tak samo, jak jej własne.
– To, co konieczne – odparł, a jednak w jego głosie brzmiała
pustka. – Nie mieliśmy czasu jej przenieść, a gdybyśmy tam
zostali...
Nie dokończył, ponieważ powietrze przeciął wrzask, który przez
ostatnie dni rozbitkowie mieli okazję usłyszeć kilkakrotnie. Tym
razem brzmiał on jednak sto razy gorzej. W głosie Meredith nie było
jedynie bólu – było w nim przerażenie. Alexis zadrżała i
zatrzymała się raptownie, mimo że Christian dalej brnął naprzód.
Była pewna, że gdyby mogła zobaczyć jego twarz, wymalowana byłaby
na niej jedynie determinacja. Przez nieuwagę na chwilę ją puścił,
od razu jednak, szukając po omacku, ponownie chwycił jej dłoń.
Pociągnął ją zdecydowanie, ale ona ani drgnęła. Może on mógł
udawać, że nie słyszał rozgrywającej się za nim sceny,
Australijka jednak nie była w stanie. Jakby domyślając się, co
planowała, powiedział cicho:
– Nie możesz uratować wszystkich, Alexis.
– Może nie. Ale muszę spróbować – odparła, biorąc głęboki wdech. Ścisnęła
jego dłoń w geście pożegnania i obróciła się o sto
osiemdziesiąt stopni. W ciemności widziała jedynie kilka jasnych
punktów i była tak zdezorientowana, że nie miała pojęcia, do
którego z nich się kierować. Wszystkie wyglądały tak samo, co
więcej, wydawało się, jakby znajdowały się od niej w takiej
samej odległości, choć wiedziała przecież, że były od siebie
sporo oddalone. Nienawidziła się za to, że słysząc kolejny
krzyk, poczuła radość. Dzięki niemu wiedziała, w którą
kierować się stronę.
Jej nogi się plątały, zapadając w piasku, a serce wybijało
szaleńczy rytm. Powtarzała sobie, że robiła to, co słuszne.
Wolała umrzeć teraz jako bohaterka, niż za kilka, kilkanaście dni
skonać z głodu, czekając na ratunek, który miał nigdy nie
nadejść. To chyba nie najlepiej o niej świadczyło, że jej
najodważniejsza decyzja w życiu, była również najgłupszą. Jej
plan bowiem polegał na podejściu do potwora... i na tym się
kończył. Po raz pierwszy w życiu miała nadzieję, że wyglądała
tak strasznie, by stworzenie uciekło na jej widok z wrzaskiem.
Błagam, zanosiła w myślach ciągłe modlitwy, niepewnie
krocząc naprzód, choć nie wiedziała, o co dokładnie prosiła. O
to, żeby stworzenie naprawdę uciekło? Bez przesady, nie wyglądała
aż tak źle. Mimo minut marszu, ognisko wydawało się być
cały czas tak samo daleko, ale wiedziała, że była blisko, gdy
usłyszała szlochanie Meredith. Zawtórował mu głośny kwik, a
potem coś przypominającego szuranie kopyt na piasku. Desperacko
szybkie szuranie, które sprawiło, że Alexis zacisnęła powieki,
spodziewając się najgorszego. Wydawany przez potwora odgłos jednak
się oddalał, a w końcu zniknął całkowicie.
Zobaczyła Meredith dopiero wtedy, gdy prawie się o nią potknęła.
Kobieta była bardziej zakrwawiona, niż wcześniej, a po jej
policzkach lały się łzy, ale była... sama. Zjawa zniknęła.
Australijka opadła obok kobiety na kolana i rozejrzała się wokół,
nie mogła jednak przeniknąć wzrokiem mroku. Meredith cała się
trzęsła, więc uścisnęła mocno jej dłoń, chcąc przekazać, że
wszystko będzie dobrze.
– Co się stało? Dlaczego to stworzenie uciekło? – spytała ze
zdumieniem.
Ranna przełknęła ślinę i uniosła drżącą dłoń, wskazując
przestrzeń za Alexis.
– N-nie wiem. Spojrzało w tamtą stronę i wyglądało, jakby się
czegoś przeraziło. A potem uciekło tak szybko, jakby goniło je
piekło – wytłumaczyła, jąkając się, a zaraz potem zalała
się łzami. – O, Boże, Alexis, to było takie straszne... Byłam
pewna, że umrę...
Australijka objęła ją pocieszająco i pozwoliła wypłakać się
na ramieniu, jednocześnie szepcząc nic nieznaczące słowa o tym,
że teraz była bezpieczna. Jej myśli jednak zaprzątało coś
całkowicie innego.
Wskazany przez Meredith kierunek był tym, z którego przyszła.
***
Większość rozbitków powróciła dopiero, gdy nastał świt i gdy
mogli być pewni, że w zakamarkach ciemności nie czaiły się żadne
niebezpieczeństwa. Połowa z nich była mokra, co znaczyło, że
schowali się w oceanie. I choć właśnie ten pomysł zasługiwał
na uznanie, to Alexis obsłuchała się najwięcej komplementów.
– Naprawdę po nią wróciłaś? – spytał z zachwytem William, który
jako pierwszy usłyszał tę nowinę od Christiana. – Ja myślałem
jedynie o tym, by uciec jak najdalej.
– Niemal jak jakaś bohaterka książki – przyznała Nina,
przeczesując palcami długie włosy. – A może po prostu bohaterka,
nie tylko książki.
– Nie rozumiem, czym się tak zachwycacie – wtrącił z przekąsem
Conrad, zajadając się batonikiem fitness. – Według mnie to było
bardziej głupie, niż odważne.
– Oj, przestań – żachnęła się Nina, a Alexis musiała przyznać,
że nigdy by się nie spodziewała, iż to akurat ona stanie w jej
obronie. – Gdybyśmy byli Smerfami, byłbyś Marudą.
– A ty Smerfetką – dodał z rozmarzeniem William i chyba sam nie
zdawał sobie sprawy, że wypowiedział te słowa na głos, dopóki
wszyscy, łącznie z jego obiektem westchnień, nie zaczęli się
śmiać. Uszy chłopaka pozostały czerwone przez kilka godzin.
Nocne wydarzenia odcisnęły na rozbitkach swoje piętno, przez co
tajemnicze stworzenie było jedynym tematem rozmowy, który
poruszali. Ze względu na to Meredith znajdowała się w centrum
uwagi. Na początku nie była chętna, by opowiadać o tym, co się
stało, ale gdy strach zaczął ustępować, a prośby rozbitków
wzrastać, niechętnie zaczęła mówić. Musiała powtarzać
historię kilka razy, ponieważ zawsze tak się składało, że kogoś
akurat nie było i jej nie usłyszał. Gdy starsza pani, która miała
problemy ze słuchem, po raz czwarty poprosiła o powtórkę,
Meredith posłała Alexis błagalne spojrzenie.
– Dobra, wystarczy – zadecydowała blondynka, wstając i otrzepując
dłonie z piasku. – Pora wydostać się z tej przeklętej wyspy.
Jej słowa nie zostały przyjęte z takim entuzjazmem, na jaki
liczyła. Gdy wczorajszego wieczora Nina poddała pomysł poszukania
ratunku na własną rękę, wszyscy wydawali się nim zachwyceni,
dlatego nie wiedziała, co się stało z ich odwagą. Osobiście nie
wierzyła, że uda im się znaleźć jakąkolwiek cywilizację, ale
wiedziała, że musiała spróbować. Nawet jeśli miało to nic nie
dać, wciąż żywiła nadzieję, iż uda jej się odnaleźć Grubasa
oraz rozbitków drugiej części samolotu.
– Żartujesz sobie? – uniósł brwi Conrad, który wybrał na cel
podważanie jej każdej decyzji. – Chcesz, żebyśmy dobrowolnie
weszli do lasu, z którego wyszło to stworzenie?
Nie mogła uwierzyć, że gdy go poznała dwa dni temu, wydawał jej
się naprawdę mądrym i miłym mężczyzną. Od kilkunastu godzin
sprzeczał się ze wszystkim, co powiedziała, dlatego zaczął ją
irytować. Nie byłaby na niego tak zła, gdyby wymyślał jakiś
plan alternatywny, ale on czerpał radość jedynie z niezgadzania
się z nią. Unosząc dumnie podbródek, przeszła między rozbitkami
i stanęła naprzeciwko niego. Był od niej o głowę wyższy, ale
Alexis skutecznie nadrabiała wzrost temperamentem.
– O co ci chodzi? – warknęła, a ich spojrzenia się skrzyżowały. – Jeśli masz ze mną jakiś problem, powiedz mi to prosto w oczy.
Westchnął i spojrzał na innych rozbitków, ale nikt nie zamierzał
go poprzeć, choć wszyscy się na nich patrzyli. Nina przegryzała
nawet popcorn, co stwarzało komiczne wrażenie, jakby oglądała
scenę w telewizji. Conrad wyrzucił ręce w górę.
– Dobrze, jeśli nikt tego nie powie, ja to zrobię. Naprawdę nie
widzicie, że dowodzi nami dziecko? Chcecie pozwolić nastolatce
podejmować decyzje dotyczące waszego życia lub śmierci?
Nina zamarła z popcornem w pół drogi do ust, staruszka przyłożyła
do ucha dłoń złożoną w kształt trąbki, a William i Christian na chwilę przestali się wygłupiać. Wzrok
wszystkich wlepiony był w brodatego mężczyznę i gotującą się
ze złości blondynkę.
– Mam dwadzieścia jeden lat – wydusiła przez zaciśnięte zęby.
Przyłożyła palce do skroni, próbując się uspokoić, ale była
zbyt wytrącona z równowagi niesprawiedliwością jego słów, by
zrezygnować z obrony. – Nie spałam od pięćdziesięciu godzin.
Umieram z głodu, ale wiem, że jeśli tylko coś zjem, od razu to
zwrócę. Jestem wycieńczona, przerażona i ostatnie, czego
potrzebuję, to wysłuchiwać twoich zarzutów! Chcesz przywództwa?
Proszę bardzo, będę niezmiernie szczęśliwa, jeśli je
przejmiesz, a ja będę mogła wreszcie się wyspać, odpocząć od
odpowiedzialności, od niekończących się pytań, co z nami
będzie. Jeśli naprawdę tak bardzo pragniesz zając moje miejsce,
śmiało! Bo przecież tego właśnie chcesz, prawda? Tu nie chodzi
o to, że ja podejmuję złe decyzje. Tu chodzi o twoje egoistyczne
przekonanie, że ty podejmowałbyś lepsze.
Miała na końcu języka, że nie wydawał się materiałem na
przywódcę, kiedy dwie noce temu cicho łkał, przytłoczony
katastrofą i otaczającym go obrazem śmierci. Była jednak zbyt
szlachetna, by zadać mu cios poniżej pasa. Prawdą
było natomiast, że w tamtym momencie tylko ona jedna wykazała się
zaradnością. Właśnie dlatego od tamtego czasu wszystkie
ważniejsze pomysły były z nią omawiane i to do niej rozbitkowie
pędzili z pytaniami.
– Myślę, że nie trudno podjąć decyzję lepszą, niż wchodzenie w
samą paszczę lwa – odparł chłodno, a ona już otworzyła usta,
by odpowiedzieć, jednak na tym nie skończyła się jego wypowiedź: –Myślę również, że powinniśmy dać innym zdecydować, kto
będzie ich liderem.
Spojrzał na rozbitków, a Alexis z satysfakcją zauważyła, że
jego twarz stężała. Na plaży nadal panowała cisza, choć było
jasne, iż spodziewał się słów aprobaty. Australijka prychnęła
ze złością, krzyżując ramiona na piersi.
– Czy ty naprawdę myślisz, że to jest jakaś zabawa? Że to konkurs
na najlepszy pijar? Tu chodzi o przetrwanie, do cholery! Ale dobrze,
urządzaj sobie jakieś głupie głosowanie. Gratulację, właśnie
wygrałeś, ponieważ nie mam najmniejszego zamiaru w nim startować.
Nie zmienia to faktu, że wejdę do tego lasu –Wypowiadając następne zdanie, posłała Conradowi drwiący uśmiech. – Myślę, że powinniśmy dać innym
zdecydować, czy pójdą ze mną.
Takim sposobem słowa mężczyzny zostały obrócone przeciwko niemu.
Wśród rozbitków było wielu, którzy uważali, że Alexis była
zbyt młoda i niedoświadczona, by decydować o ich życiu, ale te
same osoby wiedziały, iż nie było wśród nich nikogo, kto mógłby
ją zastąpić. Conrad przywodził im na myśl leniwego polityka,
który wiele mówił, a nic nie robił, Australijka natomiast
wydawała się mieć realny plan. Trzeba również przyznać, że w
sprawach PR-u radziła sobie dużo lepiej, niż on.
– Och, a myślałem, że to będzie spokojny dzień – westchnął
Christian, zdejmując okulary przeciwsłoneczne i podnosząc się z
piasku. – Zapomniałem, że przy Alexis te dwa słowa nigdy nie
stoją obok siebie.
– Zawsze możesz zostać – podpowiedziała i choć wiedziała, że
tak się nie stanie, miała prawdziwą nadzieję, iż skorzysta z
jej rady. Już wczoraj uważała, że osiemnaście lat to zbyt mało,
by brać udział w niebezpiecznych wyprawach, ale jeśli nocny
potwór nie dał rady go wystraszyć, jej się to nie uda tym
bardziej. Nie mogła też przedstawić Williamowi i Christianowi
swoich obiekcji wprost, ponieważ wiedziała, że jako argument
przeciwny użyją jej wieku. Mimo że była między nimi różnica
jedynie trzech lat, krótki pobyt na wyspie sprawił, że czuła się
dużo starsza.
– I kto by wtedy odstraszał potwory swoim wyglądem? – wyszczerzył
zęby William, stając obok przyjaciela i w podzięce za swoje słowa dostając od Christiana w ucho. Wywróciła
oczami. Musiała się przyzwyczaić do tego, że ta dwójka będzie
jej towarzyszyć we wszystkich wyprawach.
W trakcie niecałych dziesięciu minut do ich trójki dołączyły
kolejne trzy osoby, co było wysokim wynikiem, biorąc pod uwagę
nocne wydarzenia i wypowiedź Conrada. Nie umknęło jej uwadze
jednak, że Nina po raz kolejny zrezygnowała z możliwości wyprawy,
która była przecież jej własnym pomysłem. Korzystając z tego,
że inni pakowali jedzenie do nielicznych plecaków, jakie udało im
się znaleźć poprzedniego dnia, podeszła do blondynki. Kobieta
drgnęła, widząc ją przed sobą, a jej usta się wykrzywiły,
jakby przeczuwała, co sprowadzało do niej Australijkę.
– Ciężko mi cię zrozumieć – wyznała Alexis, przysiadając obok
niej na kawałku drewna. – Masz naprawdę dobre pomysły, a jednak
nie masz najmniejszej ochoty z nich korzystać, pozwalając, by inni
zbierali laury za ciebie. Dlaczego?
Uciekła wzrokiem, spoglądając w niebo. Po godzinach spędzonych na
słońcu, na jej twarzy pojawiły się słabo widoczne piegi.
– Nie zależy mi na laurach. Chcę się jedynie stąd wydostać.
– Ja również, dlatego nie podoba mi się, że nie idziesz z nami.
Umiesz logicznie myśleć, a im więcej takich osób, tym większa
szansa, że znajdziemy ratunek.
Nina spojrzała na nią zdziwiona i było jasne, że nie spodziewała
się usłyszeć z jej ust komplementu. Mimo swojej niezaprzeczalnej
urody, sprawiała wrażenie osoby, która rzadko słyszała dobre
słowa skierowane pod swoim adresem.
– To miłe, ale muszę tu zostać – uśmiechnęła się lekko,
powracając do obserwacji nieba. – Mój mąż już mnie na pewno
szuka. Chcę być w jak najlepiej widocznym miejscu, gdy tu
przyleci.
– Twój mąż? – zdumiała się Alexis i natychmiast spojrzała na jej
serdeczny palec. Znajdowała się na nim wysadzana diamentami,
niemal wulgarna obrączka. Dziwne, że nikt nie zwrócił wcześniej
uwagi na tak pozbawiony gustu pokaz bogactwa, ale z drugiej strony,
chodziło o flirtującą ze wszystkim co żywe Ninę. Nawet jeśli
ktoś zauważył pierścionek, zapewne nie pomyślał, iż był on
ślubny. Biedny William, to mu złamie serce.
Nina uśmiechnęła się z rozmarzeniem i palcami lewej dłoni
zaczęła obracać pierścionek.
– Tak, mój mąż. Trochę mnie niepokoi, że jego ludzie jeszcze tu
nie dotarli.
– Jego ludzie?
– Zamieniłaś się w Echo? – Zirytowała się i to bardziej pasowało
do obrazu Niny, który Alexis zdążyła sobie o niej wyrobić. – Tak, jego ludzie. Jest jednym z najbogatszych
biznesmenów na świecie, dlatego zdziwiłabym się, gdyby nie
wysłał na poszukiwania wszystkich swoich odrzutowców.
Ja bym się zdziwiła, gdyby wysłał chociaż jeden,
pomyślała Australijka. O postępie w ich relacji świadczył fakt,
że nie wypowiedziała tych słów na głos.
– Alexis, jesteś gotowa? – zawołał William z drugiego końca ich
małego obozu. On i pozostała czwórka byli przygotowani do drogi,
taszcząc wypchane jedzeniem plecaki. Kobieta rzuciła Ninie
ostatnie pytające spojrzenie, ale ta stanowczo pokręciła głową.
Nie było mowy, by gdziekolwiek poszła, nie gdy była pewna, iż
jej mąż lada chwila pojawi się ją uratować.
Australijka z głośnym westchnieniem przeszła między rozbitkami,
po drodze prosząc ich, by wykorzystali omawiane wczorajszego dnia
pomysły, takie jak wyrysowanie na piasku wielkiego napisu SOS i
rozpaleniu jak największej liczby ognisk. Wyruszająca na wyprawę
szóstka wzięła ze sobą natomiast dwa telefony, licząc na to, iż
uda im się gdzieś złapać sygnał. Alexis chciała się pożegnać
z Meredith, ale ta, korzystając z chwili wytchnienia od pytań,
pogrążyła się w niespokojnym śnie. Wobec tego, nie zwlekając
ani chwili dłużej, zarzuciła na plecy swój bagaż i związawszy
wysuszone włosy w koński ogon, podeszła do oczekujących jej
mężczyzn. Odprowadzana pełnymi sympatii słowami pożegnań
siódemka skierowała się w stronę ciemnego lasu. Podczas wyprawy
przez piasek, Australijka utkwiła wzrok w sandałach czarnoskórego
towarzysza i do głowy wpadł jej pewien pomysł. Przytrzymała
Williama i Christiana za plecaki i poczekała, aż pozostali dołączą
do ich okręgu, by pokrótce wyjawić im swój plan. Na ich twarzach
zakwitła niepewność i obrzydzenie, ale niemrawo przyznali jej
rację. Powłóczywszy nogami, skierowali się w wyznaczonym przez
nią kierunku, gdy charakterystyczny, irytujący głos zatrzymał ich
w miejscu.
– Poczekajcie! Ktoś musi pilnować, by Alexis nie podejmowała
głupich decyzji – zawołał największy przeciwnik wyprawy, czyli
Conrad. Opierając dłonie na kolanach, wysapał: – Idę z wami.
Mężczyźni popatrzyli na niego, a następnie na Alexis, większość
z krzywymi uśmieszkami. Spięcie między Conradem, a nią było tak
wyraźnie zarysowane, iż spodziewali się kolejnej kłótni.
– Tak? Świetnie, miałam nadzieję, że to powiesz – odparła
jedynie, ku największemu zaskoczeniu samego zainteresowanego.
Ruszyła do przodu, by po kilku krokach odwrócić się do niego ze
złośliwym błyskiem w oczach. – Przydasz się w roli ludzkiej tarczy.
Wędrówka do wraku samolotu trwała dwie godziny i nie obyła się
bez narzekań Conrada, który nie miał pojęcia, dlaczego od razu
nie weszli do lasu. Nikt nie był na tyle życzliwy, by wtajemniczyć
go w plan Alexis, dlatego pozwolono mu marudzić pod nosem i skarżyć
się na niewygodne buty. A znaleźli się w miejscu katastrofy
właśnie z powodu obuwia. Australijka wiedziała, że nie mogli
wyruszać na wyprawę do dżungli w sandałach, półbutach lub
trzewikach. Potrzebowali wytrzymałego obuwia sportowego i tak się
składało, że z tego, które znajdowało się przy wraku, nikt już
nie korzystał.
– Wiesz, wyglądasz na niewinną studentkę – powiedział w
zamyśleniu Conrad, gdy wreszcie dowiedział się, co planowała. – A tak naprawdę pniesz się po trupach do celu. Dosłownie.
Po raz pierwszy nie odpowiedziała na jego zarzut. Nie mogła się
bronić, gdy w tej samej chwili zdejmowała parę adidasów z nóg
młodej kobiety, która siedziała w samolocie jedno miejsce przed
nią. Zaledwie kilkadziesiąt godzin temu prosiła ją, by nieco
ściszyła wydobywającą się z jej telefonu muzykę. Z oczu, które
wtedy rzuciły jej nieprzyjazne spojrzenie, teraz ziała całkowita
pustka. Alexis czuła obrzydzenie do samej siebie i po minach
mężczyzn wiedziała, że mieli podobne odczucia, ale wytrwale
krążyli wokół ofiar, szukając dla siebie najlepszego obuwia.
Desperackie czasy potrzebują desperackich metod, a ta przybliżała
ich o krok do wydostania się z wyspy.
– Zastanawiam się, kiedy zdecydujesz, że ciała martwych nie powinny
się zmarnować i że w sumie moglibyśmy je zjeść – dodał
Conrad, gdy czekali, aż William jako ostatni zawiąże sznurówki
nowych butów.
– Skończ wreszcie, dobrze? – warknął Reuben, najlepiej zbudowany z
nich wszystkich mężczyzna o afroamerykańskiej urodzie. – To nie
jest śmieszne.
– Bo nie miało takie być. Poczekajcie tylko, aż wasza wspaniała
Alexis obudzi się któregoś pięknego dnia i wyskoczy właśnie z
takim pomysłem. A wy wszyscy oczywiście ślepo za nią podążycie.
– Chodźcie już lepiej do tego lasu – wtrącił szybko William,
dołączając do nich i widząc, że Australijka otwierała usta, by
się odgryźć. – Może znajdziemy jakiegoś pytona, który dawno
nikogo nie jadł.
Alexis wiedziała, że coś było nie tak, jeszcze przed tym, nim
wyczuli to inni. Na pierwszy rzut oka miejsce, gdzie kończyła się
plaża, a zaczynała dżungla, wyglądało tak samo jak wczoraj. Po
wydarzeniach w kokpicie samolotu, obraz jego otoczenia idealnie
utrwalił się jednak w jej pamięci, dlatego miała wrażenie, jakby
patrzyła na obrazki, na których musi znaleźć kilka różnic.
Piasek nadal był zabarwiony krwią, ale nie można się już było
natknąć na porozrzucane części zwłok. Pierwszą myślą Alexis
było to, że zabrały je dzikie zwierzęta, bądź potwory z gatunku
tego, który nawiedził ich w nocy. Jej wzrok powędrował nieco
dalej, gdzie zobaczyła ułożone wokół martwego chłopca kwiaty.
Co dziwniejsze, na leżącą nieco dalej osobę narzucony był koc.
Ze zdumieniem rozejrzała się wokół siebie i przekonała, że
pamięć trzech kolejnych ofiar również została uczczona. Ręce
kobiety, które jeszcze wczoraj były zgięte pod nienaturalnym
kątem, teraz były ułożone jak do modlitwy. Oczy siwego mężczyzny
zostały przez kogoś zamknięte i teraz wyglądał, jakby jedynie usnął.
Dla Australijki najgorszy był widok staruszki, która kilkadziesiąt godzin temu siedziała
obok niej w samolocie. Jeszcze wczoraj jej ciało pozbawione było prawej dłoni. Teraz obie ręce leżały wzdłuż ciała, a dłoń
znajdowała się na swoim miejscu. Zrobiono jej bransoletkę z
kwiatów, by nie widać było, że została oderwana. Alexis cofnęła
się w szoku.
– Hej, ktoś ukradł moje zapasy! – odezwał się w tym samym momencie
William, patrząc z niedowierzaniem na wykopaną w piasku, pustą
dziurę. – Byłem przekonany, że żadne zwierzę ich nie znajdzie!
– To może trzeba było je zakopać, a nie tylko włożyć do dziury,
geniuszu? – wywrócił oczami Christian.
– Nie sądzę, by to było zwierzę – wtrąciła Alexis słabym
głosem. Jako jedyna pamiętała, że wczoraj miejsce katastrofy
wyglądało inaczej. – Ktoś uczcił pamięć ofiar. Popatrzcie na
te kwiaty, na ułożenie ciał, na koce...
Mężczyźni podążyli za jej wzrokiem i zmarszczyli brwi. Cała
siódemka podeszła do ciał, a na ich twarzach powoli odmalowywała
się fascynacja. Może nie wiedzieli, jak wyglądały one wczoraj,
ale byli pewni, że nie mogły wyglądać tak... dobrze. Twarze ofiar
były obmyte, a ich zadrapania i zranienia szczelnie zakryte. Podczas
gdy inni z uwagą przyglądali się jawnym oznakom szacunku kogoś,
ktokolwiek to zrobił, ona odeszła nieco dalej. Jej uwagę przykuła
duża, przykryta kocem góra piasku. Drżącą dłonią odchyliła
narzutę i aż odrzuciło ją do tyłu. Tłumiąc mdłości, od razu
zaciągnęła ją z powrotem, ale widok już na zawsze odmalował się
w jej pamięci. Pod kocem znajdowały się dziesiątki urwanych
kończyn; nóg, rąk, a nawet głów. Czując się jak pijana,
nierównym krokiem powróciła do mężczyzn, a pierwszym, co
usłyszała, był niepasujący do kotłujących się w niej emocji
radosny głos Conrada:
– Wiecie, co to oznacza, prawda?
Wiedziała. Nie byli na wyspie sami.
_____________________________
Biorąc sobie do serca wynik ankiety, w której większość z Was zaznaczyła, że wolałaby krótsze, dodawane częściej rozdziały, publikuję wpis nieco szybciej, niż poprzednio. Może nie jest krótki, ale krótszy od wcześniejszego i osobiście myślę, że dużo ciekawszy. Muszę przyznać, że jestem z niego dość zadowolona, a to mi się ostatnio rzadko zdarza. Wczułam się w tę historię, wiem, co chcę pisać i jak to pisać, dlatego teraz będzie już tylko lepiej i mam nadzieję, że nigdy nie spotkacie na tym blogu nudnego rozdziału. Jeśli jednak tak się stanie, krzyczcie. Będę go musiała wygonić! (:
Wiem, że wiele osób tęskni za Apollem, ale niestety pojawi się on dopiero w VI/VII rozdziale. Teraz jest zajęty wybieraniem ubrania na swój wielki powrót i, jak widzicie, zajmuje mu to dużo czasu.
Do zobaczenia jeszcze przed świętami!
Cudowny! Naprawde zafascynowała mnie ta historia. Czekam na więcej!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Bardzo się cieszę, że Ci się spodobało!
UsuńDziękuję! :*
Supeeeer! *-*
OdpowiedzUsuńCo z tego ze nie ma Apollo (Nie mogę się go doczekać xd) ten rozdział jest naprawdę świetny. Przeczytałam wszystkie twoje historie, ale przy krainie hadesa myślałam ze C skopie tyłek. Mam nadzieję, ze w tej historii dasz szczęśliwe zakończenie! Musi być <3
Ciekawie ze pokazalas Atlantyde w tak mrocznym klimacie, który btw bardzo lubię. Czekam na więcej więcej!
Pozdrawiam i zapraszam do mnie
LORA
opowiesciznarnii-noweczasy.blogspot.com
Ale nieszczęśliwe zakończenia są dużo ciekawsze! :D No ale zobaczymy, do końca jeszcze długa droga i sama jeszcze nie mam pojęcia, jak się to wszystko zakończy. Może tym razem nie będę okrutna ^^
UsuńDziękuję! :*
Hm... Szybko doczekałam się kolejnego rozdziału. xD I w sumie mogłabym ponarzekać na długość, bo nie o aż tak krótkie rozdziały mi chodziło, ale dobre i to.
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim na naszej wyspie w końcu coś zaczęło się dziać. Zresztą powiedzmy sobie szczerze, że to zawsze noc niesie ze sobą najwięcej koszmarów, zatem o tej porze pojawiać się będą najdziwniejsze stworzenia (czyżby powinni zacząć bać się pełni ;)). Ale tak sobie myślę, że może te zwierzęta to tak naprawdę ludzie, źli ludzie, którzy zostali skazani przez Zeusa i muszą odpokutować w takiej formie - pewnie nie mam racji, ale co tam. xD W każdym razie nasi bohaterowie będą musieli nauczyć się żyć w nowym świecie i przyzwyczaić do siebie, bo kłótnie do niczego nie doprowadzą. Najlepiej się jednoczyć i w jakiś sposób poznać wyspę, aby wiedzieć, czego można się po niej spodziewać. Ja na pewno czułabym się tam, jakbym brała udział w Igrzyskach Śmierci, więc dobrze, że jest Alexis, która w jakiś sposób to wszystko ogarnia. Domyślam się, że jej ciężko, ale jest dzielna, bo ja na pewno nie mogłabym patrzeć na zmasakrowane ciała ofiar katastrofy. I jeszcze na dodatek planuje trzeźwo myśleć. Duży plus dla niej. Tylko dlaczego jest tak cholernie odważna? ;)
No nic, czekam na kolejną część i już nie mogę się doczekać rozdziału, w którym znów pojawi się Apollo.
Pozdrawiam
http://spisane-czarnym-atramentem.blogspot.com/
Gdy wczoraj czytałam Twój komentarz, właśnie tak sobie pomyślałam, że na następny rozdział nie będziesz musiała długo czekać ;D Wszyscy piszą, że rozdział jest taki krótki, a on ma 7 stron w Wordzie! Poprzedni miał 9, więc nie jest to duża różnica, dlatego nie wiem, z czego wynika to odczucie, że on jest taki krótki :P
UsuńPełnia byłaby z pewnością przerażającą, tylko że nad wyspą nigdy nie widać ani księżyca, ani gwiazd, tak jakby ich tam w ogóle nie było. Ale możemy założyć, że każda noc to pełnia :D
Z tymi zwierzętami to genialny pomysł, naprawdę! Sama nawet nie myślałam o czymś takim, ale pozwolisz, że w razie czego go wykorzystam? Bo jest naprawdę dobry (:
Na razie odbywa się walka o przywództwo i Conrad niestety szybko nie porzuci swoich aspiracji, dlatego do zjednoczenia trzeba będzie jeszcze trochę poczekać, choć wyszłoby in to na pewno na dobre, gdyby porzucili kłótnie.
Alexis zawsze była odważna - po części to zasługa jej charakteru, po części jeszcze czegoś, ale na razie nie mogę tego zdradzić (:
Dziękuję! :*
Wiesz, długość rozdziału na pewno po części zależy od tego, jak się go czyta. Ten czytało mi się bardzo szybko, więc pewnie dlatego wydał mi się taki krótki. ;)
UsuńOczywiście pomysł możesz wykorzystać. ;) Jeśli oczywiście będziesz miała gdzie. :P
Rozdział genialny i zdecydowanie się nie nudziłam!
OdpowiedzUsuńCzyżby to Artemida zajęła się zmarłymi? Uznała że skoro jej brat wyszukuje ubrań to ona zajmie się zwłokami?
Tęsknię za Apollem! Brakuje mi jego arogancji i boskiego humoru!
Szczerze mówiąc zdziwiłam się że rozdział był tak krótki
Po czym przypomniałam sobie ze jestem jedną z tych osób które zagłosowały na krótsze XD
Mimo to akcja jest i ja jestem szczęśliwa :3
Oczywiście nie mogę się już doczekać następnego rozdziału!
Wodospadu weny, dużo czasu, mało lekcji i powodzenia w szkole
Ogólnie pisałaś próbne matury ostatnio, prawda? Jak Ci poszło? Nie wątpię że dobrze :*
Pozdrawiam
Laciata <3
Cieszę się, że Ci się spodobał, zwłaszcza, że poprzedni był okropny ;D
UsuńMogę powiedzieć jedno - zajęcie się zwłokami to z pewnością nie zasługa Artemidy, ale już w przyszłym rozdziale dowiecie się, kogo (:
Teraz już w każdym rozdziale będzie pełno akcji, jeszcze więcej, niż w tym!
Co do matur to zadowolona jestem jedynie z angielskiego. Na polskim było wypracowanie z Antygony, a czytałam ją jeszcze w gimnazjum, także nie pamiętałam kompletnie niczego i lałam wodę. Matma szkoda gadać, prawdopodobnie nie mam nawet tych cholernych 30%. Historia rozszerzona nie była trudna i myślę, że gdyby to była prawdziwa matura spokojnie miałabym jakieś 80-85%, ale że na próbną oczywiście w ogóle się nie uczyłam, nie pamiętałam ani królów Polski, ani wydarzeń z I i II wojny światowej, więc też nie będzie zbyt kolorowo. No ale nie jestem załamana, bo w sumie wszystko oprócz matmy nie było tak trudne, jak się spodziewałam i gdybym sobie wcześniej wszystko poprzypominała to nie byłoby źle. Dzięki, że spytałaś!
No i oczywiście dziękuję za komentarz! :*
Poprzedni wcale nie był okropny! Po prostu doskonale wszyscy wiemy na jak dużo Cię stać!
UsuńSama chciałabym pisać tak by moje 'okropne' rozdziały były na takim poziomie :*
No w sumie to z Artemidą to głupi pomysł ale tylko o tym pomyślałam
Jeszcze więcej akcji? I Ty chcesz bym ja pozostała zdrowa psychicznie 😅
Na pewno nie będzie aż tak źle
Z resztą następnym razem i tak pewno pójdzie Ci jeszcze lepiej, a na tej prawdziwej to już nawet nie wątpię
:*
Z Artemidą to wcale niegłupi pomysł, bo mi pewnie też tylko to przyszło do głowy na twoim miejscu, jednak zamierzam napisać coś bardziej zaskakującego :D
UsuńDziękuję za twoją wiarę, kochana! Niestety, dzisiaj przyszły wyniki z matematyki i nie zdałam. Najgorsze, że miałam 28%, czyli brakło mi jednego punktu do 30%, a tym samym zdania... No nic, teraz przynajmniej wiem, że muszę się wziąć z maty porządnie do roboty, żeby w maju to zdać :c
Coś zaskakującego? Zaciekawiłaś mnie :3
UsuńZawsze pokladam większą wiarę w innych niż w siebie,
Mi pewnie za te cztery lata pójdzie gorzej niż tobie teraz
* o to jak są wyniki to muszę się zapytać jak mojemu kuzynowi poszło * <- luźna myśl niepotrzebujaca uwagi
Znam to uczucie kiedy brakuje tylko jednego punktu :( nawet aż za bardzo
Na pewno zdasz! Chyba że kompletnie to olejesz no to tak.
Rozdział bardzo mi sie podobał, ale to chyba żadna nowosc. Alexis chyba musi wreszcie orzyznac zmarłemu pilotowi rację i zrozumieć, ze to nie jest juz znany jej wczesniej świat. Kompletna ciemność w nocy, dziwne potwory, ktore nagle uciekają, nieumieranie nawet jesli ma się poważne obrażenia... Nie zazdroszczę im za grosz tej sytuacji. Ciesze się, ze udało im sie jakos wszystkim uciec orzed niebiesepicxnym zwierzęciem. Podziwiam alexis za jej odeagę, za to. Ze wróciła po kobietę. Alexis to urodzona przywódczyni. Ten stary facet powinien zrozumieć, ze liczą się do takiej pozycji predyspozycje, a nie wiek. On tych pierwszych w zupełności nie ma. Jak mnie denerwują lidzie, ktorzy duzo gadają, a mało robią. I wlasciwie to przeszkadzają... No ale... Ciesze sie, ze znow wrócili do wraku, nie tylko dlatego, ze musieli niestety zabrać te buty (choc mysle, ze moze powinni wziac i inne rzeczy, zeby tak nie wracać non stop), ale i dlatego, ze dowiedzieli sie , ze procz dwumetrowych dzików mieszka na wyspie ktos bardziej cywilizowany xdxd no ale poznają ich dopiero za jakies dwa rozdziay ech...a orzynajmniej apolla. Smutne ze Grubas sie nie pojawił, czekałam na niego. XD liczę, ze w piątce juz tutaj będzie xdxd pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńCzego jak czego, ale nieumierania im zazdroszczę :D Alexis powoli zaczyna, nawet podświadomie, przyznawać w myślach, że to nie jest świat, jaki zna. Rzeczywiście, nie można odmówić Lexi odwagi, choć na początku miała chwilę zwątpienia. Niezaprzeczalne jest, że gdyby nie wróciła po Mare, ta by już nie żyła... czy cokolwiek się dzieje z ludźmi, którzy "umierają" na wyspie (;
UsuńNa początku następnego rozdziału ktoś dojdzie do takich samych wniosków, jak ty i zabiorą z wraku też inne rzeczy. Conrad taką już ma rolę, będzie przeszkadzał Alex we wszystkim, co ta będzie robiła :\
A Grubas pojawi się w przyszłym rozdziale!
Dziękuję! :*
Melduję, że czytam, ale komciać nie mam kiedy. ); wrócę kiedyś z większym, zbiorczym komentarzem.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że czytasz i oczywiście całkowicie rozumiem brak czasu! :*
UsuńSuper. Taka długość rozdziałów jest w porządku.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba twój styl pisania, naprawdę. Historia też jest świetna, ale... przynajmniej ten rozdział był dla mnie nieco zbyt obrzydliwy (kończyny pod kocem itp.)
Niestety ale bez obrzydliwości się nie obejdzie, to w końcu historia o przetrwaniu, a sama katastrofa też nie obeszła się bez krwi. Takich scen jednak nie będzie dużo, właściwie w najbliższych rozdziałach już żadnych nie przewiduję (:
UsuńDziękuję! :*
Rozdział boski. :)
OdpowiedzUsuńStrasznie szybko mi się go czytało. Sporo akcji i takie coś mi sie podoba bo nie jest nudne jak flaki z olejem.
Bardzo podoba mi się postawa Alexis i jestem całym sercem za nią, sama chyba nie potrafiłabym być taka jak ona. Cieszę się, ze Alexis jednak chciała uratować Meredith, bo już myślałam, że ją zostawi.
Jestem ciekawa tych stworzeń, jakie są, kim są.
Nadal jestem ciekawa co jest takiego w Alexis wyjątkowego.
Czekam na next.
Życzę weny :)
Postaram się, żeby w Kierunku już nigdy nie było nudy, a wszystkie rozdziały były tak samo, albo jeszcze bardziej wypełnione akcją, jak ten (:
UsuńAlexis długo się wahała, bo instynkt podpowiadał jej jedno, sumienie drugie. Na szczęście to drugie wygrało i Alexis nie zatraciła resztek siebie, skazując Meredith na śmierć (:
Dziękuję! :*
Powiem Ci, że dzisiejszy rozdział nie był aż tak makabryczny jak ostatnio. Fakt, może i pod koniec były te, hm, ludzie części ciała pod kocem, ale w zasadzie nic aż tak strasznego się nie działo.
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem wymyślenia słów kłótni. Ten palant (przepraszam, nie jestem w stanie go inaczej nazwać) myśli, że jest najlepszy. Dlaczego zawsze mnie takie coś śmieszy? Skoro ludzie uważają, że Alexis nie jest zbyt dobrą przywódczynią, to niech zaczną działać, a nie irytować jeszcze bardziej. No ludzie, przecież dziewczyna walczy o przetrwanie, kiedy inni patrzą z dezaprobatą w oczach. Inni uciekali, kiedy ona wróciła po ranną kobietę. Dlaczego ktoś, kto dba tylko i wyłącznie o własny tyłek, ma wydawać niesłuszne rozkazy?
I choć ta scena przypominała mi Bellamy'iego i Clark, kiedy się kłócili zaraz po wyjściu z kapsuły. No w sumie nie tylko zaraz. Później też się kłócili. :D Jednak u Ciebie jest to inaczej, jakby...realistyczniej.
Okej, nie zanudzam już.
Pozdrawiam, karmeeleq
Nie chcę, żeby czytelnicy uciekali z krzykiem od monitora, więc staram się ograniczać makabryczne sceny, co nie zmienia faktu, że jeszcze jakieś się pojawią, skoro jest to opowieść o przetrwaniu (:
UsuńPowiem ci, że słowa kłótni wymyśliłam jakieś dwa miesiące temu (przynajmniej te, które wypowiadała Alexis), dlatego cieszę się, że ci się spodobały, bo przez ten czas jeszcze je trochę doszlifowywałam.
Bellamy i Clarke? Możliwe, oni rzeczywiście bardzo często się kłócili w pierwszym sezonie. Przy okazji, jestem nieco rozczarowana tym, że teraz to tylko Clarke jest uważana za przywódczynię, a Bellamy zszedł na drugi tor - jego pomysł bardzo często były lepsze od jej.
Nigdy nie zanudzasz! Dziękuję! :*
Już myślałam,że po Meredith. Jejku... Alexis jest naprawdę odważna, że zdecydowała się po nią wrócić. Widać, że we wszystkich innych odezwał się instynkt samozachowawczy i pouciekali, a ona się chociaż wahała... No ale faktycznie, nie mieliby szans uratować Mer. Tylko cudem uniknęła śmierci. W ogóle ciekawe, czemu bestia uciekła na widok Alexis. Chociaż może zobaczyła tam coś lub kogoś innego? Bo przecież Alexis sama w sobie nie jest straszna i taka bestia raczej nie powinna się jej bać. :)
OdpowiedzUsuńConrad jest wkurzający. O co mu chodzi? Przecież to dzięki Alexis jeszcze jakoś się trzymają. Ona wcale nie podejmuje złych decyzji, a on najwidoczniej jest zazdrosny. Co, nie pasuje mu, że musi słuchać młodszej od siebie? Niech odejdzie. Nikt nie będzie za nim tęsknił. ;d Zaskoczył mnie fakt,że poszedł z nimi. Ciekawe, co go tak naprawdę do tego skłoniło. Może też uważał, że to dobry pomysł, ale nie miał odwagi się przyznać.
Końcówka to już mnie całkiem zaskoczyła. Kto tak uczcił zmarłych? Widać, że ktoś się postarał. Może to Artemida i Apollo? Chyba, że ktoś jeszcze mieszka na wyspie. Trochę przeraża mnie to, że tak po prostu ściągała buty zmarłej. No fakt, przydadzą im się, ale dotykać trupów, korzystać z ich rzeczy... brrr... obrzydliwe. :D
Bestia nie uciekła na widok Alexis, ale jednak to właśnie Alexis była powodem jej ucieczki. Dokładniej wyjaśni się to w połowie opowiadania (:
UsuńBędzie moment, kiedy rozbitkowie będą chcieli odejścia Conrada, planuję go jednak jakoś dopiero na dziesiąty rozdział. No ale nie tylko ciebie wkurza, bo ich również :D
To ściąganie butów miało być właśnie nieco straszne, więc cieszę się, że tak to odebrałaś. Wyspa to miejsce dylematów moralnych, gdzie są decyzje złe i jeszcze gorsze.
Dziękuję! :*
Przeczytałam <3 może później znajdę czas na dłuższy komentarz :*
OdpowiedzUsuńDziękuję, że dałaś znać! :*
UsuńWitaj kochana.
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia czemu niektórzy wolą krótsze rozdzialły. Ja osobiście jestem miłośniczką długich. Im dłuższe tym lepsze. Wręcz uwielbiam tę historie. Owszem brakuje mi Kaitlin i Scara ale Alexis ma swoje dobre strony a nawet dużo. Ta historia jest inna niż myślałam. Trochę ulżyło mi że Meredith nie zginęła. Polubiłam ją i szkoda by było gdyby zginęła. I jeszcze ta sprawa z bestią. Kim jest potwór i czemu tak dziwnie zareagował na widok Alexis? Czuje w tym jakąś zagadkę a ja uwielbiam zagadki. W ogóle kocham w Twoich historiach to że nie wszystko jest przewidywalne. I ten dreszczyk emocji. Trupy i ciała, brzmi jak prawdziwe pobojowisko. Do tego jeszcze relacja Alexis z Conradem. Ta dwójka się nie znosi i widzę że to prędko się nie zmieni.
Jestem ciekawa dalszych losów rozbitków. Czuje że ta historia będzie miała jeszcze drugie dno a ty zaskoczysz jak najbardziej pozytywnie.
pozdrawiam mocno;*
Kayth i Scar pojawią się w którymś w środkowych rozdziałów (: Cieszę się, że polubiłaś Alexis i że zdołałam cię zaintrygować.
UsuńConrad i Alexis to nienawiść aż po grób ^^
Dziękuję! :*
Witam :)
OdpowiedzUsuńCóż... Ja się właśnie zastanawiałam, czy na tej wyspie nie ma żadnych zwierząt, a ni nic, ale bardziej myślałam o sarnach, zajączkach, czy NORMALNYCH dzikach, ewentualnie jakichś drapieżnych kocurach, ale nie o zmutowanym dziku z kłami wielkości ciosów mamuta! Bo tak sobie właśnie tego stwora wyobraziłam i po prostu nie chciało mi się wierzyć, że ten cały Christian mimo wszystko chciał tak po prostu zostawić Meredith... ona i tak wiele się już nacierpiała, ale to, ze ucierpiała bardziej, niż mężczyzna nie znaczy, że może on ją zostawiać na pewną śmierć. Ciekawa jestem, czy gdyby znalazł się na jej miejscu, to kazałby innym uciekać a sam by został bez sprzeciwu. To tchórz. Ja rozumiem, że każdy chce przetrwać, ale mimo wszystko, jedyne co na tej wyspie maja, to siebie nawzajem i myślę, że nie powinni zostawiać innych rozbitków w takich sytuacjach. No i nie wiem, co musiało na tyle przerazić tą bestię, żeby uciekła, ale chyba nie chcę się tego wcale dowiadywać :/
A dalej, jak chodzi o to całe dowodzenie, to ja też uważam, że to Alexis powinna dowodzić. Chociaż to trochę banalne, że główna bohaterka i to właśnie ona tak weźmie wszystko w swoje ręce, bo przecież tego bardzo łatwo można się domyślić, ale rozumiem, że tak być musi. Bo mimo wszystko widzę, że Conrad słabo się do tego nadaje. Może i jest mężczyzną, jest starszy i być może bardziej doświadczony, ale trzeba jeszcze mieć to coś, co ma właśnie Alexis, co mówi ludziom, że jest ona godna zaufania. A Conrad zachowuje się, jakby ci ludzie MUSIELI go słuchać, bo nie mieli innego wyjścia. Sorry koleś, ale tutaj chyba to nie zadziała.
A co do końcówki... Nie wiem, czy bardziej bym chciała, żeby tymi ciałami zajęły się osoby z drugiej części samolotu, czy ludzie zamieszkujący wyspę. Z jednej strony gdyby wyspa nie była bezludna, nasi rozbitkowie mieliby większe szanse na przetrwanie, ale z drugiej co jeśli mieszkańcy nie byliby zadowoleni z ich wizyty? Jeśli chcieliby złożyć ich w ofierze, albo jeszcze coś innego z nimi zrobić? Ja wiem, że bredzę, ale po prostu przypominają mi się teraz wszystkie możliwe filmy z dzikimi plemionami i każda moja wizja kończy się nieciekawie :/
Dobra, kończę, bo jeszcze trochę i nie będę mogła spać w nocy xD
Buźki :*
Nie wiem jak to się stało, ale mój komentarz pojawił się po poprzednim rozdziale, a nie pod tym więc wkleję to tutaj; Z tego co widzę po komentarzach, większość osób nie lubi Niny za to kocha Alexis. Ja tam szczerze nie lubię Alexis. Wydaje mi się zbyt idealna, a przez to nierealna, zakłamana i zdradziecka, a co do Niny to kojarzy mi się ona z Octavią z the 100, którą pokochałam(tak jak cały serial♥ (dziękuję za polecenie, na maxa się od niego uzależniłam)) dlatego staram się dać jej szansę i czuję, że niedługo stanie się moją ulubioną bohaterką.
OdpowiedzUsuńChristian♥ uwielbiam wątki
romantyczne (może nawet trochę za bardzo) mam nadzieję, że będą razem (i to SZYBKO!)
Meredith…
Boże jak ja się cieszę, że nie umarła. Już się bałam, że skończy się to tak jak zwykle; kiedy już nic nie widzisz
przez łzy, ale nie możesz przestwać czytać. Przynajmniej ja tak mam :)
Na początku w wyprawie miało wziąć udział 6 osób: Alexis, William, Christian i jeszcze 3
osoby, a w pewnym momencie (tuż przed dołączeniem Conrada) piszesz „Odprowadzana pełnymi sympatii słowami pożegnań siódemka skierowała…”
„Po wydarzeniach w kokpicie samolotu, obraz jego otoczenia idealnie utrwalił się jednak w jej pamięci..." nie rozumiem tylko po co to „jednak"
Plus tak samo jak wszyscy chciałam zaznaczyć, że na telefonie czyta się świetnie, chyba nawet lepiej niż na komputerze. Szablon jest śliczny i przyjazny dla oczu :).
Wow pierwszy raz czytałam tak wnikliwie!
Pozdrawiam cieplutko (bardzo doceniam, że pojawił się wcześniej, chociaż niestety zobaczyłam to dopiero teraz :/)♥
Ja to nie mogę się doczekać Apolla ;')
OdpowiedzUsuńRozdział świetny jak zwykle i widać, że się rozkręcasz bo z każdym rozdziałem jest lepiej i lepiej i ciekawiej I ciekawiej.
Podziwiam Alexis ja bym chyba spanikowała na jej miejscu i nie byĺabym w stanie czegokolwiek wymyślić.
Kiedy następny rozdział? Bo ja już nie mogę się doczekać ;)
Pozdrawiam serdecznie! :)
Hej, hej. Przychodzę z wielkim opóźnieniem jak na to, że przeczytałam rozdział prawie zaraz po dodaniu, ale ostatnio bardzo zwlekam z komentarzami. Chcę, aby były konkretne i mówiące cokolwiek poza tym, że przeczytałam, skomentowałam, idę dalej. :) Także ten, jak zawsze spóźniona.
OdpowiedzUsuńJeśli mam być szczera to chyba twój najlepszy rozdział jak do tej pory. Oczywiście, nie chcę umniejszać pozostałych, lecz jednak tutaj była ta nutka tajemniczości, mroku i tego „ja pierdole, co tu się dzieje” (wybacz za niecenzuralne słowa – używam jak jestem podekscytowana ^^).
Właśnie na Mikołajki dostałam „Joyland” Kinga, zaczęłam czytać… i przekonałam się, że gdyby blogi, które czytam zaczęły być drukowane na papierze wcale nie odbiegałyby od twórczości zaprawionych pisarzy. „Od amatora do mentora” jak to pięknie niedawno zauważyła moja koleżanka. Jest w tym jakaś prawda, nawet więcej niż jakaś.
Alexis to wciąż bohaterka po której nie wiadomo czego można się spodziewać. Z jednej strony ma smykałkę przywódczą i potrafi kierować ludźmi tak, aby ją słuchali, lecz pokazała też, że jest prawdziwym człowiekiem i ma własne demony. I – tak jak każdy z nas – czasami miewa chwile paniki. Pomimo to nie poddaje się, co pokazała sytuacja z Meredith. Ja jestem pewna, że nie potrafiłabym się zachować tak mężnie, gdyby ktoś postawił mnie w jej sytuacji. Byłabym jak Chris, William czy cała reszta i po prostu zwiała.
Chyba trochę zaczynam przekonywać się do Niny. Ale bez przesady ludziska. Wciąż pozostaje kapkę nadętą, nowobogacką pancią z wielkim domkiem z basenem licząca na to, że kasa uchroni ją przed nieszczęściami.
Nie będę ulgowa dla żadnego z bohaterów, dlatego od razu mówię, że Christian czy William też mi nie zaimponowali. Po uno, dlatego, że ciągle ich myślę i zapominam który jest który. Co tylko dowodzi, że nie mają specyficznej, rozbudowanej osobowości, którą by chciało się zapamiętać. Są żywiołowi, rwą się do roboty, zawsze chętni do pomocy, ale brakuje mi w nich pierwiastka realności. Może przesadzam. Ostatnio zauważyłam, że robię się coraz bardziej zrzędliwa i mój gust przeszedł gwałtowną reformę. :]
Conrad doprowadzał mnie do szału w tym rozdziale, ha, wreszcie pokazał prawdziwą twarz. Która, bynajmniej, nie jest przymilna. Tak, zgodziłabym się, że gdyby ten dziko-stwór chciałby, aby wydali kogokolwiek na ofiarę bez problemu wskazali by właśnie na niego. *wzruszenie ramionami* (cena przetrwania).
Chyba jak wielu tutaj z niecierpliwością wyczekuję aż pojawi się kochany Apollo.
I teraz padnie oczywiste pytanie: kto jeszcze jest na wyspie? Wątpię, aby bóg fatygował się, aby poskładać do kupy i oddać cześć jakimś ludziom, którzy poszatkowali się po wyspie, jeszcze zaśmiecając MU plaże.
W sumie wolę jak rozdziały są dłuższe, ale na szczęście, aż tak bardzo ich nie ucięłaś, bo ja bym sobie chyba palec ucięła ^^
Czekam na kolejny i jak zwykle życzę ci potopu weny!
Pozdrawiam, Alessa :*
we-die-through-the-whole-life.blogspot.com
Ogromnie dziękuję, za wszystkie komentarze, dziewczyny! :* Bardzo je cenię, ale ostatnio miałam tyle na głowie, że nie zdążyłam na wszystkie odpowiedzieć. Obiecuję, że wieczorem się zrehabilituję!
OdpowiedzUsuńPoważnie spóźniona, ale jestem! Już kilka razy robiłam podejście do tego rozdziału, ale zawsze miałam tylko chwilę między jedną czynnością a drugą, a zbyt lubię Twoje opowiadanie, by je gdzieś upychać, więc trochę się to wszystko odwlekło.
OdpowiedzUsuńMeredith, mimo swojego strasznego stanu, okazała się zaskakująco jasnym promyczkiem humoru :) To dobrze, bo w tej sytuacji grozy i niepewności jej zachowanie zakrawa na cud.
Podoba mi się pragmatyzm Alexis. To znaczy, właściwie wolę stosunek Meredith, ale rozsądek i analizowanie faktów przez Alexis bardzo sprowadza czytelnika na ziemię i upewnia go w przekonaniu, że wszystko, co czyta, jest prawdopodobne i realistyczne, a to - moim zdaniem - podstawa literatury. Nawet o ufoludkach można czytać z wypiekami na twarzy, jeżeli pisarz wie, jak Cię przekonać. Wydaje mi się, że Alexis pełni taką właśnie funkcję, przynajmniej dla mnie. Nawet to, jak zachowała się w sytuacji pojawienia się tych monstrualnych dzików, wywołuje takie uczucie. Że jest człowiekiem z krwi i kości, ze swoimi wadami i zaletami, zupełnie namacalnym. A pomysł z butami... Straszny i świetny jednocześnie. Brawo :)
Później miałam w głowie burzę myśli. Najpierw pomyślałam, wow, nie spodziewałam się, ze zdecydujesz się tak szybko zabić kogoś z paczki ocalałych, chociaż Meredith mogłaby wydawać się oczywistym celem. W takich sytuacjach zwykle czuję mieszaninę podziwu i żalu, ale szybko okazało się, że Meredith ocalała. Cóż, nie było to specjalnie uspokajające, zważywszy na fakt, że tajemnicze stwory uciekły na widok Alexis. Baaardzo to wszystko ciekawe. Sugerowałaś wcześniej, że główna bohaterka jest kimś wyjątkowym, ale czym to się objawia? Oczywiście, poza pozostawaniem w zgodzie z samą sobą do samego końca. Akcja się rozkręca, dobrze! :p
Jeju, że zawsze w sytuacji kryzysowej muszą wyłaniać się takie kłody jak Conrad... Wszyscy powinni go rytualnie zabić, żeby dał im w końcu spokój i przestał siać pesymizm. Najgorsze jest to, o czym wspomniałaś - jego krytyka może i miałaby jakiś sens, gdyby zaproponował jakieś alternatywne rozwiązanie, ale nieee, po co? Można siedzieć na brzegu i czekać na a) śmierć głodową lub b) pożarcie przez wielgachne dziki, podejrzanie erymantejskie. Czemu nie? Pomysł z wybieraniem lidera też był irracjonalny. Zupełnie jak w szkole, podczas gdy w kryzysowych sytuacjach lider samoistnie wychodzi naprzód i to jest naturalne, bez żadnego głosowania itd.
Christian i William są jak Fred i George Weasley. Nie mogę pozbyć się tego wrażenia od samego początku, ale dziś osiągnęło swój szczyt :p Kompletnie nie mogę ich rozróżnić, ale są rozbrajający. Mam nadzieję (znowu to uczucie, podobne do sytuacji Meredith), że ich nie rozdzielisz, ale z drugiej strony, zabicie któregoś z nich byłoby fachowym posunięciem... No cóż, lepiej nie słuchaj racjonalne strony mojej osobowości, bo wcale tego nie chcę :p
Zaciekawił mnie fragment z Niną w roli głównej. Niby taka pusta i skupiona na sobie, ale (chociaż to wrażenie wcale nie minęło) logicznie myśląca, co Alexis sama stwierdziła. Bardzo ciekawe, bo czyni to postać Niny bardziej pełnowymiarową niż dotychczas.
Jej, wstrząsnęło mną to, co rozbitkowie zastali wokół miejsca katastrofy. Nawet nie to, że istnieją tu jacyś tubylcy, ale że byli tacy kochani i uhonorowali obce zwłoki... Jej.
Mimo to, wydupista końcówka! :p Jejku, jakie to było świetne. Byłabym pełna podziwu po czubki uszu, gdyby nie jeden drobny fakt, który nie uszedł mojej uwagi... Gdzie, do cholery, jest Grubas?! Po Twoim ostatnim komentarzu spodziewałam się, że chociaż ta kwestia się wyjaśni, ale nie! Jestem oburzona. Albo byłabym, gdyby rozdział nie był tak świetny... Bo chyba podobał mi się najbardziej ze wszystkich, które do tej pory tu opublikowałaś... Taki mój los, nawet nie mogę zgodzić się sama ze sobą :p
Z pozdrowieniami
Eskaryna
Na początku, przepraszam że tak długo czekałaś na komentarz ode mnie. Ostatnio mam tyle na głowie, że trudno mi znaleźć czas na cokolwiek.
OdpowiedzUsuńTo musiała być trudna decyzja, wybierając swoje życie i zostawienie kogoś na pewną śmierć. Alexis jednak okazała się bohaterką i postanowiła za cenę życia ocalić Mer przed groźnym zwierzęciem. Dziwne to, że potwór z wyspy uciekł na jej widok...
Ach ten Condrad. Nie podoba mu się, że dowodzi nimi nastolatka. Rozpierająca duma starszego człowieka. Rzeczywiście, gdyby byli w świecie Smerfów, zdecydowanie byłby Marudą. Coś czuję, że nie raz jeszcze pokaże swoje pazurki.
I chyba wiemy, kto uczcił pamięć osób z katastrofy... Apollo gdzieś tu krąży :) Choć przypuszczam, że może za tym kryć się Tanatos - może tym gestem chciał zadośćuczynić swoją złą decyzję?
Pozdrawiam i czekam na dalszy ciąg :*
Długo mnie tu nie było - możesz mnie za to ukatrupić jak świątecznego karpia ;) W każdym razie już jestem i chcę nadrobić komentarzowe zaległości.
OdpowiedzUsuńTak więc rozdział bardzo mi się podobał, choć momentami mocno przeraził. Moja wyobraźnia jest tak rozszalała, że bez problemu wczułam się w ten klimat. Powiem ci, że gdybym znalazła się na miejscu rozbitków chyba oszalałabym ze strachu. Dla mnie zwykły horror w kinie to już coś nie do pokonania, a tutaj takie akcje... Tym bardziej podziwiam Alexis, że jednak zachowała zimną krew i nawet postanowiła wrócić, aby uratować kobietę. To była oznaka niesamowitej odwagi i jasna cecha dobrego przywódcy.
Condrad chyba tak tego nie odczytuje, bo strasznie się buntuje. Pewnie strasznie stereotypowy z niego facet, skoro wadzi mu, że władzę sprawuje kobieta i to tak młoda.
Ostatnio na zajęciach z podstaw zarządzania uczyliśmy się o typach przywódców - Alexis pasuje mi do typu władzy przypisanej. Dziewczyna nie musi się starać, aby kupić ludzi. Oni za nią idą, bo ona posiada charyzmę, która ich przyciąga. Ma takie wrodzone predyspozycje.
Cóż, co mogę dodać więcej? Po prostu czekam na ciąg dalszy. Nie mogę się doczekać, aż obozowicze napotkają na Apollo ;)
Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt!
Kochana, na początek bardzo przepraszam cię za te karygodne zaległości. Dodajesz rozdział bardzo rzadko, a ja i tak zdołałam się spóźnić. Teraz przeczytałam oba na raz, co w sumie było błędem, bo nie bardzo wiem, co mogłabym tu napisać;D Znam już późniejsze wydarzenia, a to sprawia, że moje wcześniejsze emocje odnośnie tego, są już inne, bo więcej wiem. Najbardziej zaintrygowały mnie te poukładane części kończyn. Powiem szczerze, że to mi się ogromnie spodobało! Wprowadziło prawdziwy klimat grozy. Czasem o wiele lepiej działa na czytelnika taki niby spokojny fragment, bez rozlewu krwi, śmierci itp. niż niesamowicie gruba akcja. Tutaj niby ktoś tylko posprzątał, a ja się czułam, jakby to był jakiś horror;D Może dlatego, że nie wiedziałam kto to zrobił, po co, co wtedy myślał, czy to zrobiła osoba zdrowa psychicznie, czy może ktoś niezrównoważony? Pytań miałam mnóstwo! Ten fragment zdecydowanie wygrał ten rozdział! ;)
OdpowiedzUsuńWybacz, że tak krótko, ale chciałam po prostu, żebyś wiedziała, że jestem, przeczytalam i bardzo mi się podobało! A teraz lecę skomentować aktualny;)
No bez jaj. Chyba właśnie przestaje wierzyć w możliwość zbiegu okoliczności. Czemu akurat dziki (ponownie — powielenie schematu z Lostów)? Czekam na słupy czarnego, mechanicznie klekoczącego dymu.
OdpowiedzUsuńWłaściwie dlaczego jest aż tak ciemno? Na niebie nie ma księżyca ani gwiazd? A takie ogniska też powinny dawać chyba trochę więcej światła.
Alexis zaczyna wywołać u mnie ciągle wywracanie oczami. No proszę, obwinia Conrada o jego zachowanie, a sama też się zachowuję się jakby to była kłótnia o zabawki w piaskownicy. I ta jej pewność siebie strasznie mnie drażni, ale wydaje mi się, że to głównie z powodu narracji, która sprawia wrażenie, jakby Alexis też tak o sobie myślała.
Serio, żodyn nie zauważył, takich zmian wśród martwych? Żodyn?
Pozdrawiam gorąco,
maximilienne